W męskim duchu – Krzysztof Ruba
W męskim duchu
Męski czyli odporny, mocny, zdobywca, wytrzymały, pewny siebie, nieustraszony. Ale czy aby na pewno?
Stereotyp, że mężczyzna jest zawsze silny spowodował, że wielu z nas mężczyzn nigdy nie przyzna się do porażki, błędu czy przeżywania trudnych emocji. Strach, wstyd, lęk, smutek, słabość, poruszenie i wiele innych uczuć tak naturalnych dla nas wszystkich, gdy jesteśmy dziećmi, stają się niedostępne często w dojrzałym męskim świecie.
Młodzi mężczyźni słyszą w szkole bądź od najbliższego otoczenia i rodziny komunikaty :”nie bądź mazgaj”, „chłopaki nie płaczą”, „nie bądź baba”, „musisz być twardy”, które powoli ale skutecznie odcinają ich od przeżywania i wyrażania swoich trudnych emocji. Nie muszą paść akurat takie zdania. Wystarczy, że nasz ojciec starał się być – niewzruszony, zdystansowany i zawsze opanowany. Wystarczy, że nasz tato bał się okazać swoją wrażliwość i swoją miękką stronę abyśmy sami mieli trudność z pozwoleniem sobie na okazanie swojego wzruszenia, czułości, słabości, nie mówiąc już o łzach. W ten sposób dystansujemy się nie tylko od swojego prawdziwego ja ale i od prawdziwego ja innych ludzi.
To bardzo smutny proces na końcu którego my mężczyźni często czujemy się samotni, niezrozumiani, nie do końca sobą albo nadmiernie usztywnieni pełnionymi rolami. Ciężko jest też stworzyć nam głęboką relację gdyż jesteśmy odcięci od głębokiego przeżywania. Skryci pod tymi emocjami do których mamy kulturowe przyzwolenie jak złość i opanowanie odcinamy sobie dostęp do pełnego wachlarza emocji. Jak możemy zrozumieć ból drugiej osoby, naszej partnerki gdy samemu nie pozwalamy sobie na przeżycie swojego bólu?
Skąd się wziął ten stereotyp że mężczyzna jest zawsze silny? Czy to właśnie nie ta iluzja spowodowała, że wielu z nas usilnie próbuje pokazać swoją skuteczność i pewność siebie często skupiając się na zawodowej roli i ukrywając tym samym swoje prawdziwe przemyślenia, emocje i potrzeby ? Wielu z nas tak bardzo się stara być “jakimś” że straciliśmy poczucie co to właściwie znaczy być sobą.
W większości zostaliśmy wychowani przez mężczyzn którym trudno było się przyznać do błędu, wyrazić to co naprawdę czują czy pokazać swoją wrażliwość. Taki sposób zachowania ma swoje korzenie w silnym archetypie zakorzenionym w naszej kulturze, wzorcu sięgającym wiele pokoleń wstecz. Wzorzec ten opowiada o mężczyźnie w zbroi, który zdolny jest do odparcia ataku, zdolny jest pokonać przeciwności losu i ochronić swoją rodzinę. Ten mężczyzna jest równocześnie niezdolny do głębokiej rozmowy, okazania bliskości, rozumienia języka emocji i mówienia językiem serca.
Ta symboliczna zbroja służyła naszym przodkom do poradzenia sobie z przeciwnościami losu, dawała ochronę im i ich rodzinom podczas wojen i trudności. Ta sama zbroja spowodowała również że nasi pradziadowie i ojcowie zapomnieli jakim błogosławieństwem jest czuć i mówić językiem serca. Jaką radość i siłę daje prawdziwe otwarcie się przed drugą osobą takim jakim się jest. Jaką ulgę daje nieudawanie, pokazanie swoich jasnych i ciemnych stron drugiej osobie. Jaką lekkość rodzi pozwolenie sobie aby łzy popłynęły same i uwolniły od niesionego bólu czy troski.
W tym stereotypowym wzorcu męskości który zaakceptowały poprzednie pokolenia naszych ojców, mężczyźni odebrali sobie szansę pełnego doświadczenia siebie. Doświadczenia kojącego uczucia miękkości i ulgi w obszarze klatki piersiowej, które rodzi się gdy pozwolimy sobie na przeżywanie.
Dopiero dzięki pełnemu przeżywaniu siebie możemy stworzyć poczucie akceptacji, odczucie że jest nam blisko do siebie i do innych. To stąd rodzi się nasza zdolność do zaufania drugiej osobie, do wybaczenia sobie i innym, akceptacji siebie takiego jakim się jest. Przeżywanie i wyrażanie to również droga która daje spokój i możliwość osadzenia się w sobie. Przestaje mieć takie znaczenie porównywanie się z innymi i osiąganie statusu na zewnątrz.
Kobiety dokonały rewolucji w systemie w którym przez stulecia postrzegane były jako bierne, słabsze i miękkie. Dzisiaj na równi z mężczyznami są szefami zespołów, firm i przywódcami państw. Czy nie czas abyśmy my mężczyźni również dokonali rewolucji w systemie który poprzez stare wzorce nas usztywnia, dystansuje do siebie i do życia? Czy nie jest to najlepszy moment abyśmy i my zintegrowali pierwiastek męski z żeńskim w sobie i mieli dostęp dzięki temu do swojej pełni? Do swojej siły i do swojego serca?
Niedawno wróciliśmy grupą mężczyzn z podróży na Saharę, zatytułowanej „w głąb pustyni i w głąb siebie”. Dla każdego uczestnika ta wyprawa miała trochę inny charakter bo każdy przyjechał na nią z innymi bagażem doświadczeń i emocji. Łączyła nas wszystkich jednak jedna cecha. Postawa otwartości i autentyczności. Atmosfera szczerych, bliskich rozmów nie powstała od razu.
Poruszaliśmy się powoli w pustynnym krajobrazie gór i piasków Sahary na południe. Nocowaliśmy w berberyjskich namiotach, rozpalaliśmy ogień, spotykaliśmy się w kręgu i dzieliliśmy się tym co u każdego jest na tu i teraz. Powoli tworzyła się między nami nić porozumienia. Po zostawieniu za sobą ostatnich świateł cywilizacji i wyjechaniu z Marrakeszu udaliśmy się do niewielkiej oazy berberyjskiej położonej głęboko w górach Atlasu. Czekał nas tam pierwszy nocleg pod gwiazdami w otoczeniu majestatu gór i pięknego krajobrazu. Rozmawialiśmy ze sobą językiem serca, bez masek i ról.
W wielu kulturach męskie i kobiece kręgi pozwalały przez stulecia spotykać się ze sobą członkom plemienia. W miastach gdzie często jesteśmy zdystansowani do siebie tęsknota za takimi spotkaniami jest coraz silniejsza. W naszej podróży spotykaliśmy się w kręgu niemalże codziennie. Dzieliliśmy się tym co pojawiło się w doświadczeniu, przeżyciu i emocjach. Uczyliśmy się tego jak blisko my mężczyźni możemy być ze sobą. Doświadczaliśmy jak to jest nie musieć udawać niczego przed drugim mężczyzną. Pojawiło się między nami wzruszenie, akceptacja, łzy i wsparcie.
W pewnym momencie zmieniliśmy środek transportu i w karawanie wielbłądów ruszyliśmy jeszcze głębiej pośród piasków Sahary. Rytm marszu wielbłądów nadawał nam tempo. Wydmy piasku układały się w miękkie, półokrągłe kształty jak fale na morzu. Z każdym dniem byliśmy coraz dalej od codziennego zabiegania a coraz bliżej pytania o to kim naprawdę jestem i czego pragnie moje serce.
To niesamowite jak mało nam trzeba do szczęścia gdy mamy możliwość zasypiać na łonie natury, patrząc w rozgwieżdżone niebo w otoczeniu bliskich nam osób.
W końcu po 3 dniach dotarliśmy do głównego obozu położonego na pustyni pośród wydm sięgających 300 metrów wysokości. Oprócz cudownych wschodów i zachodów słońca, pięknego dzikiego krajobrazu i ciszy pustyni odbyły się w tym miejscu warsztaty na ważne dla nas tematy i zagadnienia. Poprowadził je trener Dawid Rzepecki, który towarzyszył nam przez całą tą podróż i pozwalał aby nasze spotkania przebiegały harmonijnie i bezpiecznie.
Było to wyjątkowe spotkanie grupy przypadkowo spotkanych mężczyzn, którzy na koniec stali się dla siebie nieprzypadkowymi, bliskimi ludźmi. Doświadczyliśmy siły męskich relacji, która płynie nie z osiągniętych stanowisk i pełnionych ról a z odwagi dzielenia się sobą autentycznym i prawdziwym.
Ziarno które zostało zasiane podczas tej wyprawy długo jeszcze będzie w nas kiełkować i dojrzewać.
Krzysztof Ruba
Fragmenty relacji uczestników.
„Jechałem na wyprawę z nadzieją odnalezienia jakiegoś męskiego wzorca do naśladowania. Takich wzorów znalazłem tam wiele, ale zajęcia prowadzone przez Dawida uświadomiły mi, że nie muszę szukać na zewnątrz i pożyczać kolejnej “gęby” od innych. Wszystko, czego potrzebuję, mam stale przy sobie – wystarczy jedynie (nie takie proste), że nawiążę kontakt z samym sobą. Na tej wyprawie zrobiłem to po raz pierwszy od wielu, wielu lat. Natomiast od każdego z towarzyszących mi mężczyzn czegoś się nauczyłem i coś otrzymałem. W każdym z nich mogłem się przejrzeć, niczym w zwierciadle, i w każdym dostrzegłem jakąś cząstkę siebie. Było to niezwykłe doświadczenie, ponieważ poczułem, że jestem zarówno wyjątkowy, jak i całkowicie normalny, będący częścią jakiejś większej całości.
„Wyprawa stała się dla mnie katalizatorem pokaźnej liczby zmian – od duchowych począwszy, na prozaicznych skończywszy. Nie wiem jak szybko opadnie mój po-wyjazdowy entuzjazm, ale przynajmniej mam teraz jakiś punkt odniesienia. Przynajmniej wiem, że przeżycia i emocje, których tam doświadczyłem, są jak najbardziej realne i możliwe do osiągnięcia także w moim zwykłym/niezwykłym życiu z dnia na dzień”. Ł.K. Uczestnik 1 edycji wyprawy „ W głąb pustyni, w głąb siebie”
“Ta wyprawa na zawsze zmieniła moje życie. Była głęboką podróżą do własnego wnętrza, pozwalająca odnaleźć nowe wartości, piękne emocje i ogarniającą wdzięczność. Wdzięczność również do bycia częścią grupy, która przez jedno mrugnięcie wieczności dzieliła wspólną przestrzeń w miejscu zwanym tu i teraz na planecie Ziemia.
Dziękuje. Za wspaniałą organizację, przewodnictwo duchowe, poczucie braterstwa i szczerość intencji. Pozwalając się prowadzić intuicji odnajdujemy w sobie siłę aby rozwinąć skrzydła i dać się ponieść…w nieznaną i piękna podróż przez życie. ” S.K. Uczestnik 2 edycji wyprawy „ W głąb pustyni, w głąb siebie”